Pod takim tytułem Paweł Kraciński z Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej – PIB, wygłosił wystąpienie podczas Sadowniczego Forum Ekonomicznego odbywającego się w ramach tegorocznej edycji Targów Sadownictwa i Warzywnictwa. Celem wystąpienia była próba odpowiedzi na pytanie co może czekać polskie sadownictwo w przyszłości. Podstawą wystąpienia była analiza tendencji zachodzących w światowej produkcji jabłek.
Na wstępie autor stwierdził, że przyszłości nie da się przewidzieć, ale można ją kształtować, dostosowując się do zachodzących zmian. W światowej produkcji, tak zresztą jak w polskiej, następują zmiany od których zależeć będzie przyszłość krajowego sektora.
Rosną zbiory, ale to nie Europa jest liderem produkcji
Światowe zbiory jabłek w latach 2006-2016 systematycznie rosły w ilości niemal 2,6 mln ton rocznie, głównie za sprawą Chin. Kraj ten będący największym światowym producentem zwiększał produkcje niemal corocznie do 44 mln ton w 2016 roku. Zbiory całej Unii Europejskiej wyniosły w tym okresie zaledwie 13 mln ton. W UE produkcja rosła (głównie za sprawą Polski), ale znacznie wolniej w porównaniu do światowej dynamiki. Dane statystyczne oznaczają, że spada rola UE i Polski w światowej produkcji jabłek. Zdaniem eksperta kolejne lata przyniosą dalsze obniżenie udziału UE w rynku jabłek, głownie za sprawą dynamicznego wzrostu produkcji w Azji (głownie Chinach). W UE największymi producentami jabłek są Polska, Włochy, Francja oraz Niemcy. Polskie zbiory rosły najszybciej, podczas gdy Francuskie i Niemieckie cechowała w latach 2006-2016 niewielka tendencja spadkowa. Autor zaznaczył, że polski sektor cechuje się największym rozdrobnieniem i różnorodnością gospodarstw, co rzutuje na niską „statystyczną” wydajność czyli plony. Polska produkcja, w przeciwieństwie do włoskiej czy francuskiej w znacznej mierze (około 50%) trafia do przetwórstwa.
Jabłka nie smakują już Polakom tak jak przed laty
Problemem w Polsce jest spadająca konsumpcja jabłek. W przeliczeniu na osobę wynosi ona obecnie 13 kg. Zdaniem autora spadek konsumpcji powodowany jest silną konkurencją powszechnie dziś dostępnych owoców importowanych, których spożycie systematycznie rośnie. Spożycie bananów wynosi 7 kg/osobę, a cytrusów ponad 8 kg/osobę. W ofercie sieci handlowych znajdują się również owoce tropikalne, które jeszcze kilka lat temu były dla krajowych konsumentów niedostępne. Ich ceny są relatywnie wysokie, ale bogacące się polskie społeczeństwo poszukujące nowości oraz egzotycznego smaku i chętnie się na nie decyduje. Przeciwnie, przyczyną wzrostu konsumpcji bananów i cytrusów są ich niskie ceny, które w tzw. ofertach promocyjnych są konkurencyjne w porównaniu do jabłek. Zdaniem Kracińskiego sektor nie ma jednak wpływu na tą sytuacje, bo tak jak w Polsce jest niemal na całym świecie. Wraz ze wzrostem zamożności, coraz popularniejsze stają się owoce importowane. Jedyne co można zrobić to starać się wpłynąć na poprawę jakości oferowanych owoców (głównie w sieciach), gdyż może to zahamować spadek, a nawet przyczynić się do wzrostu konsumpcji. Niedbała ekspozycja oraz często niska jakość (owoce przejrzałe, obite) jest zniechęcająca dla nabywców. Ekspert stwierdził, że jedynie silne organizacje producenckie (grupy, stowarzyszenia, itd.) skupiające podaż są w stadnie bardziej skutecznie wpływać na sieci, których przewaga jest dziś znaczna.
Eksport czy przetwórstwo?
Polskie zbiory są znacznie wyższe niż zapotrzebowanie krajowego rynku deserowego. Pozostaje więc zagospodarowanie owoców przez przetwórstwo lub wyeksportowanie. Sprzedaż do przetwórstwa nie jest atrakcyjna dla producentów jabłek deserowych, gdyż uzyskiwane ceny nie pokrywają (zwykle) kosztów produkcji. Producenci jabłek deserowych skazanie są więc na eksport.
Eksport do Rosji miał sens. Embargo NIE.
Do wprowadzenia rosyjskiego embarga sprzedaż zagraniczna rozwijała się dynamicznie. Sadownicy osiągali zysk i inwestowali. Szokiem okazał się zakaz sprzedaży do Rosji, gdyż w sezonie 2013/14 niemal 75% wolumenu sprzedaży lokowane było do krajów WNP (głównie Rosji). Kraciński zaznaczył, że z ekonomicznego punktu widzenia, sprzedaż do Rosji była dobrym rozwiązaniem. Sadownicy postępowali racjonalnie, gdyż produkowali owoce na rynek, gdzie występował na nie popyt- czyli Rosji. Niestety, pozaekonomiczne czynniki (czyli embargo), które zostało wprowadzone jako odwet na UE, z całkowicie innego niż produkcja żywności powodu, spowodowało poważne trudności. Przełożyły się one na straty, które ponoszone są głównie przez polskich sadowników. W minionym sezonie do WNP (głównie Białorusi) trafiło 57% naszego eksportu, podczas gdy do UE 32% a do krajów pozostałych 11%. Mimo utrzymania wysokiej sprzedaży do WNP, problemy sadownictwa nie zostały rozwiązane, gdyż rynki te są bardziej niestabilne niż Rosja. Embargo jak określił je Kraciński – było „Szokiem bez Terapii”. Zapoczątkowało jednak proces dostosowań, który zmieni dotychczasowe oblicze krajowego sektora.
Już nie będzie tak jak było
Nowe rynki zbytu, na które dostęp otrzymaliśmy (Chiny, Indie, Wietnam, Indonezja, Kanada, Singapur) oraz kraje arabskie nie zajęły miejsca wcześniejszych odbiorców, gdyż trafiło na nie niespełna 5% wolumenu sprzedaży z sezonu 2016/17. Ekspert zastrzegł, że pomimo dużych a niespełnionych nadzieję, nie należy oceniać tych liczb negatywnie. Dobrze, że zaistnieliśmy na tych rynkach, a źle że sprzedaliśmy mało. Zaznaczył, że niepokojący jest tegoroczny brak zainteresowania dostawami na dalekie rynki. Handlowcy tłumaczą to problemami logistycznymi oraz wysokimi wymaganiami jakościowymi odbiorców. Zdaniem Kracińskiego pamiętać należy, że w kolejnych sezonach podaż owoców może być większa. Wtedy odbiorcy (nawet z dalekich krajów) będą pożądani. Kontakty biznesowe umacnia systematyczność współpracy, która buduje zaufanie.
Nie ma idealnych recept na sukces, bo jest rynek czyli ludzie
Zdaniem Kracińskiego nie można precyzyjnie określić ile i jakie odmiany należy produkować w Polsce, gdyż sytuacja na świecie jest zmienna. Najbardziej zmieniają się upodobania konsumentów, których nie da się przewidzieć. Zdaniem autora trzeba obserwować tendencje na rynku światowym i uwzględniając nasze warunki naturalne dostosowywać się do zachodzących zmian. Największe znaczenie w handlu międzynarodowym ma obecnie odmiana Gala Royal. Jej produkcja rośnie u wszystkich znaczących eksporterów tj. UE, USA oraz w krajach półkuli południowej (Argentyna, Australia, Brazylia, Chile, Nowa Zelandia, RPA). W przyszłości może się to przełożyć na nasycenie rynku Galą i spadek jej cen. Kraciński przyznał, że podobnie jak inni specjaliści uważa, że wzrost produkcji paskowanej Gali w Polsce jest na dzień dzisiejszy dobrym kierunkiem rozwoju. Zaznaczył jednak, że sukces zależy od tego, czy nasi sadownicy będą wstanie wyprodukować owoce, które nie będą ustępowały jakością (gównie smakiem) konkurencji. Ekspert zwrócił uwagę, że w wielu rejonach spada produkcja odmiany Golden Delicious oraz Red Delicious, jednak nadal pozostają one ważnymi odmianami eksportowymi. Najbardziej dochodowe są odmiany klubowe, które jak na razie są w Polsce niedostępne. Zdaniem eksperta może już niedługo na rynku pojawi się nowa krajowa odmiana, która spełni oczekiwania rynku deserowego tj. smak, możliwość długiego przechowania oraz odporność na transport. Trwają intensywne prace na tworzeniem nowych kreacji, jednak na efekty trzeba poczekać.
Będzie dobrze!
Zdaniem Kracińskiego przyszłość polskiego sadownictwa będzie dobra. Nie oznacza to, że z każdym rokiem będziemy produkować więcej. Każdy wzrost ma swoje granice. Dla części sadowników produkcja jabłek może stać się nie atrakcyjna. Nie należy się jednak obawiać. Sadownicy, którzy chcą i umieją produkować jabłka deserowe pozostaną na rynku.